Choćbyśmy mieli najlepsze intencje i nie wiadomo jak się starali – musimy pogodzić się z faktem, że czasami również zdarza się dysharmonia. Po prostu między partnerami następuje desynchronizacja. Robimy się źli, obrażeni, kłótliwi. Czasem – znudzeni. Dysharmonia sama w sobie, nie jest niczym złym. Księgi tantryczne pojawianie się dysharmonii uważają wręcz za ważny element związku, niezbędny dla jego rozwoju i zdrowia. Partnerzy, którzy z natury stanowią swoje przeciwieństwo, na dodatek jeszcze jako złożone istoty obarczeni są osobistymi konfliktami, targani są sprzecznościami i niepewnością. Ponadto oboje znajdują się w nieustającym procesie przemian, ewolucji i rozwoju: to, kim są obecnie, może różnić się czy wręcz stanowić przeciwieństwo tego, kim byli kiedyś lub kim kiedyś zostaną. Stąd też kombinacja, którą stanowią jako para, jest z konieczności co najmniej tak samo skomplikowana, jak każde z nich oddzielnie. Ryzyko wystąpienia wadliwej kombinacji jest spore.
Kiedy pojawi się dysharmonia nikt nie jest temu właściwie winien, a gdybyśmy jej nie dostrzegli, o wiele słabiej odczuwalibyśmy jej przeciwieństwo. Niemniej jednak w dysharmonii obumiera miłość i para tan- tryczna, oddana swojemu związkowi, podejmuje natychmiastowe kroki, by uzdrowić atmosferę i odbudować harmonię. W tym celu doprowadza miłość do miejsc, które uległy zranienu. Używa miłości, by zastąpić dysharmonię harmonią i w ten sposób wyleczyć rany zadane partnerstwu.
Tantra nauczając o konfliktach w związku posługuje się metaforą łucznika, który może wypuścić strzałę tylko wtedy, gdy napnie cięciwę w przeciwnym kierunku. To właśnie napięcie (gdy mówimy o parze, mamy na myśli napięcie między partnerami, ich odsuwanie się w przeciwnych kierunkach) a następnie poluzowanie, daje strzale (a także parze) napęd do ruchu naprzód.
Leave a reply