Panuje pogląd, że dobry seks to seks spontaniczny. Przypomnijmy sobie dyskusję o spontaniczności, która przysporzyła tylu zmartwień Lindzie i Samowi. Nie byli w swych problemach odosobnieni. Po okresie pierwszej miłości, wiele par wkracza w etap pewnej nudy czy znużenia. Jest to dla kochanków etap przełomowy, ustaliła się już bowiem pewna rutyna: wstają rano, wychodzą z domu, wracają, jedzą wspólnie obiad, siedzą trochę przed telewizorem, kładą się spać i znowu wstają. Seks uprawiany gdzieś pomiędzy pójściem spać a porannym wstawaniem staje się częścią rutyny i mówiąc szczerze, nie jest specjalnie atrakcyjny.
Adwokaci szkoły „spontanicznego seksu” zapewne nie żyją w stałych związkach partnerskich, a zwłaszcza związkach, w których oboje partnerzy pracują bądź wychowują dzieci. W trwałych związkach spontaniczność zwykle ustępuje miejsca ciągłości. Dla tantryków miłość jest obrzędem, a więc formą daleką od spontaniczności, dlatego ich propozycja, by zachowywać się spontanicznie, nie dotyczy okoliczności, w jakich podejmujemy działania seksualne, lecz sposobów wyrażania miłości. Taniec miłości jest więc sekwencją spontanicznych, naturalnych ruchów, choć wiele par wprowadza do swych stosunków element choreografii, utrwalając i przetwarzając te kombinacje ruchów, która sprawiają im szczególną przyjemność.
Ponieważ koncentrowanie się na partnerze i zasilanie związku stanowią istotę świadomej miłości, akt płciowy dokonywany jest w dosłownym znaczeniu z „pre-medytacją”. Świadomi kochankowie rytualnie wyznaczają sobie czas miłosnej schadzki, przygotowują umysł do miłości, przygotowują miejsce zapewniające intymność i komfort, kąpią się i przygotowują ciało, aby mogło przeżywać rozkosz i dostarczać rozkoszy.
Leave a reply